Beskid Niski w obiektywie Jurajskiego Fotoklubu
Beskid Niski w obiektywie Jurajskiego Fotoklubu
W okresie końca roku 2021 i przez pierwsze półrocze roku 2022 przestrzeń ekspozycyjną Publicznej Biblioteki Pedagogicznej RODN WOM w Częstochowie wypełniły fotografie członków Jurajskiego Fotoklubu działającego przy Regionalnym Ośrodku Kultury w Częstochowie: Ireny Skowrońskiej-Gondek, Jarosława Dumańskiego, Tomasza Zająca, Elzbiety Sikory-Wojtczak, Ewy Powroźnik, Janiny Mazuś, Magdaleny Kmiecik, Agnieszki Dumańskiej, Kajetana Walachniewicza, Andrzeja Szlęzaka. Przyroda Beskidu Niskiego zatrzymana w licznych kadrach zdjęciowych stała się dla grupy pasjonatów fotografii artystycznej natchnieniem, pretekstem do twórczego myślenia w przeciągu kilkudniowego pobytu w Polsce południowo- wschodniej. Tam, w tym jakże urokliwym miejscu polskiej ziemi odbył się plener fotograficzny, a jego docelowy efekt zapoczątkował podjętą współpracę Biblioteki z Fotoklubem.
Beskid Niski to pasmo górskie w Karpatach rozciągające się od Przełęczy Łupkowskiej do Przełęczy Tylickiej. Od wschodu Beskid Niski graniczy z Bieszczadami, z Pogórzem Bukowskim od północnego wschodu, a od zachodu z Kotliną Sądecką, z Beskidem Sądeckim od południowego zachodu, natomiast od północy z Pogórzem Środkowo-beskidzkim. W samym środku Beskidu Niskiego wyznaczony został Magurski Park Narodowy, a tuż obok Jaśliski Park Krajobrazowy. Góra Lackowa jest najwyższym szczytem Beskidu Niskiego po jego stronie w Polsce. Najbardziej znane miejscowości tego regionu, mające status uzdrowisk, to bez wątpienia: Wysowa Zdrój, Rymanów Zdrój, Iwonicz Zdrój, Wapienne. Plenerowiczów najbardziej interesowała flora Beskidu Niskiego z licznymi po łemkowskimi zabudowaniami ludowej architektury świeckiej, jak i tej sacralnej, religijnej. Grupa fotografów podziwiała naturę pogórza z lasami dębowo-grabowymi, olszynami i zaroślami wiklin i tzw. regla dolnego z lasami jodłowymi, bukowymi i sosnowymi. Już od 14 wieku ów teren zasiedlali kolonizatorzy wołoscy, czyli pasterze zamieszkujący tereny w stronę południową od Dunaju, jak i osadnicy sascy z Węgier. Przez okres wieków pasterze wołoscy mieszali się z ludami ruskimi, przejmowali wpływy polskie oraz węgierskie, aż powołali do istnienia nową grupę etniczną, która od 2 połowy 19 wieku zwała się Łemkami. Wśród twórców polskich mających swe rodzinne korzenie w tej grupie etnicznej chciałbym wspomnieć chociażby o Epifaniuszu Drowniaku, czyli Nikiforze oraz o prof. Jerzym Nowosielskim. We wczesnych latach pierwszej połowy 20 wieku, w wyniku tzw. schizmy tylawskiej, znaczna część Łemków przyjęła świadomie prawosławie za swoje chrześcijańskie wyznanie religijne. Stąd, na terenie Beskidu Niskiego do dzisiaj można podziwiać czynne cerkwie lub ich pozostałości w formie opuszczonych pustostanów. Plenerowicze w sposób wrażliwy i emocjonalny uznali je za swoje modele. Podobny los spotkał lokalne, wiejskie zabudowania gospodarskie z folklorystycznymi otoczeniami, symbole religijne i oczywiście sam czysty pejzaż Beskidu Niskiego. Kompozycje fotograficzne aranżujące wystawę charakteryzują się zróżnicowanym stopniem kreatywności i interpretacji pejzażu tamtej krainy. Są zdjęcia dokumentujące wizualną warstwę tamtejszej przyrody, ale gros fotografii, to prace przetworzone przez zabiegi komputerowe, przypominające fotomontaże, mówiące językiem symboli, metafor, ukrytych znaczeń. I jedne, i drugie warte są zobaczenia, zastanowienia się nad ich treściowymi przesłaniami… Oprócz zdjęć niektórzy uczestnicy pleneru i wystawy opracowali krótkie refleksyjne teksty odnoszące się do przeżyć, często bardzo osobistych i intymnych, wywołanych pobytem w krainie tak dla nas, mieszkańców Częstochowy i okolic, egzotycznej.
Autorka nastrojowych pejzaży, Irena Skowrońska-Gondek, preferuje pejzaż czysty, sam w sobie będący docelowym obiektem pożądania. Na pierwszym planie może być przydrożna, drewniana, prawosławna kapliczka w formie krzyża. Inny motyw, to jesienny dukt leśny z wybujałymi liściastymi drzewami, zasypany gęstym opadem rudo-brązowych liści. Albo, portret samotnej pary drzew na stoku łąki z majaczącym w tle lekkim łukiem olesionego pagóra. Jakąś tajemnicę ukrywa przymglony pejzaż z zanikającą w oddali taflą przybrzeżnej części jeziora czy rzeki, która rzeźbi fiordy i wgryzy lądu, z kolei zsuwającego się wzniesieniami prosto do wodnego lustra. W zestawie prac tej autorki dominuje pejzaż wręcz impresjonistyczny, wzięty jakby prosto ze szkoły Moneta: rozświetlone ciepłe chmury z błękitami nieba gdzieś na swych peryferiach, a poniżej szaro-indygowa mgła zawieszona nad mieniącym się odbiciem tego zjawiska w wodzie jeziora. Sama autorka kompozycji tak mówi o sobie:
(…) Dla mnie to był pierwszy, nie tylko plener, ale również pobyt w Beskidzie Niskim. Jestem zadowolona, mimo, że pogoda za bardzo nam nie sprzyjała. Zachwycił mnie krajobraz, cerkwie, stare cmentarze, skansen oraz ciekawa historia mieszkańców tej części kraju. Jestem amatorką fotografowania i na plenerze mogłam uzyskać odpowiedź na niewiadome dla mnie w fotografowaniu. Fotografowanie sprawia mi wiele przyjemności, a umożliwiają mi to również plenery fotograficzne (…)
Tomasz Zając, kolejny plenerowicz, dzięki swym pracom fotograficznym biorący udział w wystawie, w Bibliotece. Oglądając fotosy Pana Tomasza rzucałem słownie takimi oto luźnymi przymiotami jego postawy twórczej: zobaczenie w tamtym otoczeniu lokalnym, w pejzażu tamtejszym, dopełnień przyrody pierwotnej i daru danego przez stwórcę wszechświata , Ziemi, a niezależnego od fanaberii człowieka; dostrzegł narzędzia rolnicze, a także współczesne toporne i plastikowe, zacumowane w przystani łodzie czy rowery wodne w kontraście do puszystości i miękkości oparów mgielnych; badał także obiektywem gęste i mięsiste struktury ścian drzew, które przypominają brokuły, kalafiory lub głowy sałat; swą wrażliwością wydobywa do sportretowania zieloną, pnącą się ku górze roślinę w roli głównej, przy bliskości kulis starego okna i surowych, o strukturze sęków i słoi, dech. Krótkie wyznanie samego fotografa:
(…) Beskid Niski. Miejsce inne, sprawiające wrażenie trochę zapomnianego przez obecne czasy. Na każdym kroku można spotkać znaki historii, zarówno tej mniej jak i bardziej krwawej. Piękna drewniana architektura, gęste lasy, poranne mgły oraz ludzie żyjący w swoich małych społecznościach. Tak zapamiętam ten region (…)
Ewa Powroźnik jest malarką, ale zdecydowała się poszukać czegoś dla siebie w Beskidzie Niskim z innym warsztatem, a mianowicie fotograficznym. W zestawie pięciu wystawionych kompozycji jedna jest tylko o charakterze bardziej kreacyjnym, symbolicznym w przekazie. To wielki snop zboża z taboretem w jakimś bliżej nieokreślonym wnętrzu, z pięknym żółtym światłem zewnętrznym okrywającym wyższe kłosy oraz z żółto-zielonymi liśćmi zwisających gałęzi tuż poza oknem fragmentu pomieszczenia, będącego w czarno-popielato-granatowym półmroku. Natomiast pozostałe zdjęcia bardzo dokumentalnie i rzetelnie przybliżają widzowi wnętrza starych, skansenowych chat, domów mieszkalnych. Zostały zarchiwizowane przedmioty codziennego zastosowania w wiejskim gospodarstwie, a szczególnie kuchenne: kubki, misy, kosze, urządzenia do produkcji przetworów nabiałowych, wazony, łyżki, wałki do ciast, kopyście do ręcznego miksowania potraw, a także cała architektura pieca węglowego z zapieckowym obejściem. Te fotografie zostały zrealizowane w stylistyce folderowej, katalogowej i albumowej. Pani Ewa zanotowała:
(…) Na pewno tu wrócę… Beskid Niski mnie zauroczył, idealne miejsce aby uciec od codziennego zgiełku, wspaniała ostoja spokoju dla plenerów zarówno malarskich czy fotograficznych. Inspiracji mnóstwo, myślę, że o każdej porze roku. Tutaj czas zdominowała historia, z którą warto się zapoznać. Szczególnie, a może przede wszystkim z historią wysiedlonych stąd Łemków, gdzie dowody bytności znajdują się w tak licznych tutaj cerkwiach, przydrożnych krzyżach, kapliczkach i cmentarzach. Beskid Niski to nie tylko historyczna Łemkowszczyzna, ale także kolebka przemysłu naftowego (…)
Mini fotoreportaż z pleneru Janiny Mazuś zdecydowanie wyróżnia się wśród zestawów pozostałych autorów. Dominuje doskonałymi barwami i niuansami świateł. Artystka, myśląc o swoich pracach uwzględniła jeden pomysł kompozycyjny, który przyniósł dziełom wymiar sukcesu. A mianowicie, zdjęcia ukazują motywy widziane przez okna, od wnętrz w kierunkach na zewnątrz. Dwie fotografie wypełniają okna ujęte od zewnątrz. Dodatkowymi atutami i walorami ich są ciekawe odbicia, refleksy w szybach okien, które pochodzą z obejść zewnętrznych budynków. Sama forma okna, jako podmiotu kompozycji, może wywołać u widza dreszcz wspomnień, nostalgii, zadumy i melancholii. Zaglądanie do okna lub wyglądanie przez okno, to rytuał pewnie nie obcy nikomu, napawający nas ludzi dozą rozmyślań nad naszą przemijalnością i kruchością. Ileż to emocji, energii dobrej i złej, myśli pozostawili w tych sfotografowanych przez Janinę Mazuś pomieszczeniach, domach, cerkwiach dawni mieszkańcy Beskidu Niskiego… Czy okno ma swoje skrzydła zamknięte, czy też uchylone, zawsze jego prosta forma nadaje obrazowi strukturę kompozycyjną, porządkuje ją, sprawia wrażenie, ze dzieło jest oprawione i ukończone, doprowadzone w swej historii do końca. Fotograf nic innego nie musi robić. Staje przed oknem, wyzwala trzask migawki aparatu fotograficznego i nic więcej…Obojętnie co otacza okno po obu jego stronach, w tych dwóch różnych światach, których ono jest duchową granicą, obraz, fotografia zawsze będą dokonane i spełnione. Jeden gest palca dłoni, nacisk, sekundowy dopływ światła do oka aparatu i jest…Okno obrazem, zdjęciem, kadrem. Motyw okna w historii sztuki nie był obcy wielu, twórcom różnych epok. Przywołam to nazwiska kilku: Jacobusa Vrela, Gustawa Klimta, Nikolaya Gaya, Henri Matisse’a, Jana Wermeera, Jana Szancenbacha, Jacka Sienickiego na tle setek, setek innych. Pamiętam, że kilka dziesiątek lat temu w Częstochowie, grafik Grzegorz Banaszkiewicz, zaczął eksponować swe kompozycje oprawione w oryginalne, używane ramy okienne. Pani Janina Mazuś tak wspomina pobyt w Beskidzie Niskim:
(…)Region Beskidu Niskiego, który odwiedziliśmy w październiku okazał się miejscem, do którego chce się wracać. Wracać do ciszy i spokoju, szerokiego horyzontu i wysokiego nieba. Tam bogata przyroda żyje i zachwyca nawet w niepogodę. Szlaki górskie przyjazne nawet dla słabszych piechurów, z których rozciągają się wspaniałe widoki prowadzą do ciekawych miejsc związanych z naszą historią. Piękne, zachowane w dobrym stanie cerkwie, skupiają wokół siebie lokalne społeczności i chętnie odwiedzane są przez turystów. I ludzie przyjaźni, i ciepli, związani ze swoim terenem, pracujący i przekazujący kolejnym pokoleniom, a także odwiedzającym, swoje historie, ciekawostki, a nawet tajemnice. Dla tego fragmentu naszego raju na Ziemi przychodzi na myśl parafraza refrenu znanej piosenki opowiadającej o nieco innym, słonecznym raju:
Choć w Beskidzie Niskim pada nieustannie
Bezkres górskich szlaków znajdziesz cały rok
Ludzie złote mają serca, strumyki miodem płyną
Pięknie jest, tam pięknie jest(…)
Pan Jarosław Dumański wyeksponował zestaw kilku fotografii ściśle korelujących z tekstem ich autora, który refleksyjnie opowiada o krzyżach:
(…)Krzyż — świadek historii. Wędrując po Beskidach trudno nie natknąć się na ludowe kapliczki i krzyże. Są wszechobecne, stanowią część krajobrazu i świadectwo wiary. Są często podziękowaniem, pamiątką, oznaczeniem jakiegoś szczególnego dla mieszkańców miejsca. W Beskidzie Niskim krzyży i kapliczek jest ogromna ilość. Idąc wiejską drogą mija się ich kilka, a czasem kilkanaście. Zwłaszcza krzyży- znaku Chrześcijaństwa, symbolu cierpienia i przebaczenia, miłości Boga do człowieka – w tym regionie nie brakuje. Są przy cerkwiach, na rozstajach dróg, na cmentarzach — tych opuszczonych, łemkowskich i tych będących swoistymi pomnikami po 1 Wojnie Światowej. Są różne — drewniane, kamienne, rzymskokatolickie i te z dodatkową belką, oznaczającą Dobrego i Złego Łotra ukrzyżowanych z Chrystusem — prawosławne. Są niemym świadkiem historii tych ziem. Stawiane przez mieszkańców jako dziękczynienie za plony, za zdrowie, za szczęśliwy powrót z wojny. Oznaczają miejsce pochówku najbliższych. W wielu przypadkach nie wiemy jaka była przyczyna postawienia krzyża w tym konkretnie miejscu. Bo ludzi,których je stawiali już nie ma. Zostały krzyże(…)
Motywy różnorodnych krzyży stały się dla twórcy inspirującymi przewodnikami plenerowego czasu. Zaistniały jako symbole-totemy nie tylko w odniesieniu do tajemnic kultowych, duchowych, ale także do tragicznych i traumatycznych transmisji naszych ludzkich, codziennych , materialnych boleści. Fotografie są niezwykle surowe, ascetyczne, graficzno-rysunkowe. Nic dodać, nic ująć…Istnieją w swojej prawdzie. I jakże wspaniale, że są czarno-szaro-białe, czyli po trzykroć neutralne w swoistej i estetycznej trójcy, ale jednocześnie mocno zaangażowane w wizualną dramaturgię, statyczną ekspresję.
Niezwykle powściągliwie i wręcz skromnie odniosła się w swej mini refleksji do przeżyć plenerowych Elżbieta Sikora-Wojtczak:
(…)Plener w Beskidzie Niskim to była wyprawa do przeszłości. Wzruszająca, pełna ciszy, przemijania, zadumy nad historią, a jednocześnie pełna spokoju i ukojenia duszy. Polska jest Piękna!(…)
A co na to zdjęcia, które autorka wystawiła w ramach pokazu? Precyzyjnie odpowiedziały na zapis myśli i emocji. Przedmioty kultu religijnego w formie wizerunków osób ewangelicznych, postaci świętych. Postać starszej kobiety ubranej w białą odzież jesienną, idąca o lasce aleją parkową niczym dusza zmierzająca po śmierci do swego celu. Barwne, pocztówkowe pejzaże z cerkwiami i prawosławnymi krzyżami, w których świat ziemski, zewnętrzny, będący dla człowieka w zasięgu ręki, dostępny, obudowuje i wyizolowuje ten zamknięty i skupiony w świątyniach, jak oazy wśród piasków pustyń. Duchowość już nie jest tak bliska. Wymaga ogromnych o nią starań i bywa, że nie każdemu człowiekowi jest czy będzie dana. W zestawie fotografii autorstwa Pani Elżbiety jest jedna intrygująca, której przesłanie może być niezrozumiałe bez kontekstu zdjęcia idącej staruszki…Tu, we wnętrzu cerkiewnym, przed doniosłym, odświętnym ikonostasem modli się prawdopodobnie owa Pani-Dusza…Odnalazła Boga, przybyła do Niego, rozmawia z Nim, niczego więcej już nie oczekując, nie potrzebując.
W swoim osobistym tekście poświęconym pobytowi plenerowemu w Beskidzie Niskim, Pani Agnieszka Dumańska snuje i rozważa nostalgiczne i melancholijne refleksje dotykające przemijania oraz bezpowrotnego zaniku świetności skali życia jakie trwało wiele lat temu wśród Łemków:
(…)Cichy, zielony i tajemniczy… Taki był Beskid Niski we wczesnym średniowieczu zanim polscy królowie nie zaczęli go zasiedlać. Należało zadbać o te trudne w uprawie ziemie, by sąsiedzi, na przykład Węgrzy, nie zerknęli na nie łakomym wzrokiem. Od 13 wieku trwała stopniowa kolonizacja, która sprowadziła na te tereny Wołochów, Polaków, Niemców, Rusinów. W tyglu wielokulturowym wykuła się nowa grupa etnograficzna — Łemkowie. Od czasów osadnictwa „na surowym korzeniu” ludzie zamieszkujący Beskid Niski żyli blisko natury i Boga. Tę potrzebę wiary widać w drewnianych cerkwiach grekokatolickich wzniesionych wielkim staraniem mieszkańców i bogato zdobionych, a także w kamiennych kapliczkach i krzyżach wykutych z wielkim kunsztem przez rzemieślników, z których słynęła łemkowszczyzna. Jednak krwawy wiek 20 dotarł nawet tu. Wioski zagubione w głębokich dolinach pośród stromych, zalesionych zboczy gór, opustoszały. Miejscowych wysiedlono narzucając im niejednokrotnie inną narodowość. Zburzono ich domy, wycięto sady. Pola zarosły podagrycznikiem. W wielu miejscach Beskidu Niskiego, niegdyś pełnych życia, znów zapanowała przyroda. Porosłe lasem wsie nawiedza wilk, ryś i żbik. Tylko stare kapliczki, wiekowe drzewa owocowe, zarośnięte cmentarze i cerkwiska znaczą miejsca, gdzie przed laty pracowitym i bogobojnym życiem żyli ludzie. Beskid Niski znów jest cichy, zielony i tajemniczy (…)
Ów komentarz jest li tylko uzupełnieniem zestawu zdjęć autorstwa Pani Agnieszki z wystawy poplenerowej. Stanowi on jednolity, wyrównany w poziomie artystycznym, jak i technicznym, zbiór fotografii pochodzących trochę ze świata realnego, a trochę z narracji mechanicznej, obróbki surrealistyczno- fotomontażowej. Przenikalność wzajemna płaszczyzn co najmniej dwóch wymiarów wizualnych i emocjonalnych może u widza wywoływać odczucia trwania życia nawet po śmierci jednej struktury materii w wymiarze niewyobrażalnie przekształconym. Kompozycje Agnieszki Dumańskiej są nad wyraz przejrzyste, łatwe w odbiorze i zrozumieniu. Język symboliki nie jest zakamuflowany w domysłach, metaforach, aluzjach i przenośniach. Pani Agnieszka w swym myśleniu twórczym poszerza rolę pejzażu ze sztafażem architektonicznym i kreuje go nadrealistycznie. Przetwarza zastaną naturę imitując: odbicie lustrzane; senny przelot wieży świątyni nad łąką i lasem; perspektywiczny podział pejzażu w pionie, a nie w poziomie na część przyrodniczą i urbanistyczną; nachodzenie drzewa ze swoim niebem na cerkiew; tracenie błękitu nieba i stworzenie iluzji nicości w bezwzględnej, zagrażającej nawet sylwetce bardzo realnej cerkwi, bieli, bieli, bieli…
Kreatywność podobną do postawy Agnieszki Dumańskiej obnaża w swych fotografiach Magdalena Kmiecik. Twórczyni również podjęła próbę wizualnej zmiany zastanej natury. Z pewnością nie w formie portretowej świątyni, cerkwi, która w zdjęciach całego zestawu pozostaje realistyczna, nietknięta i niezdeformowana. Portret cerkwi w pięciu wersjach z wystylizowaną, monochromatyczną kolorystyką. Sepie i tzw. sosy, asfalty monachijskie gdzieniegdzie okraszone lekkimi patynami zieleni, żółcieni. Kompozycje prezentują się dość mocno światłocieniowo, a także walorowo. Każde zdjęcie budują silne kontrasty. Niewątpliwie, najbardziej intrygujące są nieba, które dobitnie wpływają na ważną rolę światła w kompozycjach. Albo są płaszczyznami w miarę tradycyjnymi i uporządkowanymi w rozkładzie chmur, obłoków, albo ten stonowany nastrój zostaje zakłócony siatką zadrapań, pajęczynami drobnych, wielokierunkowych kresek. Prace Pani Magdaleny Kmiecik przypominają technikę artystycznej grafiki wklęsłodrukowej, jak chociażby: akwaforta, akwatinta albo sucha igła w połączeniu z powyższymi…Magdalena Kmiecik tak odnalazła samą siebie w scenerii Beskidu Niskiego:
(…)Przemijanie i pamięć! Plenerowe fotografowanie Beskidu Niskiego to przygoda zanurzona w panoramicznym pejzażu jesiennym, spotkanie z przeszłością zamkniętą w drewnianej architekturze sakralnej, nostalgia opustoszałych wiosek, refleksja nad przemijaniem. Łemkowyna — kraina niegdyś wielokulturowa, gdzie obok siebie żyli grekokatolicy, prawosławni, Żydzi i Cyganie, w 2 połowie 19 w. zaludniona przez ludy osadników wołoskich i ruskich — Łemków – ulegająca wpływom polsko-węgierskim. Ojczyzna pasterzy i rolników żyjących w zgodzie z prawami natury i porami roku. Jednak wichry historii, działania wojenne, emigracja za chlebem, eksterminacja i powojenne rozgrywki polityczne, wywłaszczania i przesiedlenia, zmieniły bezpowrotnie losy mieszkańców. Wiele wsi opustoszało i nigdy nie powróciło tam życie. Ziemia naznaczona potem codziennego trudu przesiąkała bólem i krwią żołnierską wielu narodowości walczących w tym miejscu o prawa do wolności. Małe wioski tchną dziś nostalgią. Gdzieniegdzie można jeszcze spotkać ślady dawnej bytności, nieliczne zamieszkałe chyże. W większości jednak trafiamy na resztki domostw, murszejących ścian, porzuconych zagród zarastających dziką roślinnością, dziczejących sadów. Miejsce człowieka zawłaszcza natura. Świadkami historii tej krainy są milczące cmentarze i cerkwie. Kościoły, które oparły się czasowi błyszczą i zachwycają. I choć służą dziś wiernym innych wyznań niż prawosławie, zachowały autentyczne cechy architektury cerkiewnej: konstrukcje zrębowe, trójdzielną budowę i wyposażenie: cenne polichromie, ikonostasy. Odwiedzenie tych miejsc to coś więcej niż wycieczka, plener, to refleksja nad przeszłością, ulotnością życia i bycia, to spotkanie z czasem niezbyt odległym, a jednak bezpowrotnym. Fotografując łemkowską kapliczkę, wolnostojące krzyże, czy zrujnowane resztki ludzkich domostw dokumentowałam ich przemijanie, nieuchronny proces działania czasu(…)
Powyższe rozważania dotyczące grupy plenerowej z Fotoklubu Jurajskiego w Częstochowie i jej wystawy, którą zorganizowałem w Publicznej Bibliotece Pedagogicznej RODN WOM w Częstochowie, chciałbym zakończyć odniesieniem do dwóch ostatnich plenerowiczów, a mianowicie Panów: Kajetana Walachniewicza i Andrzeja Szlęzaka. Ci dwaj twórcy, jako jedyni, nie zdecydowali się na zapisanie swoich przemyśleń dotyczących miejsc tworzenia zdjęć, ani też na utrwalenie swoich przeżyć w formie jakiegokolwiek credo artystycznego. Jedynymi źródłami, z których można zaczerpnąć wiedzę dotyczącą ich twórczości są zdjęcia. Kajetan Walachniewicz zrezygnował z eksponowania fotografii bezpośrednio odnoszących się do zabytków lokalnej architektury świeckiej i sacralnej. Poddał pod rozwagę kompozycje będące kadrami powierzchni, struktur i bogatych faktur ściętych, skorodowanych czasem pniaków drzew. Ukazał architekturę stalaktytowej kory, leciwych i zmienionych, jakby w chorobie, drewnianych, elewacyjnych desek, dramatycznych przekrojów drzew ze spękanymi i orbitalnymi, jak w układzie słonecznym, słojami i sękami. W naturze Beskidu Niskiego Pan Kajetan odnalazł struktury abstrakcyjne, które mogą jedynie przywoływać nastroje powierzchni obcych i tajemniczych planet lub głębin morskich albo oceanicznych. Fotograf, kreator zaprasza widzów do świata drewnianych, ziemnych, skalnych raf, żłobień, bruzd, starych farb, zmurszałych grzybni, pasożytów naturalnych fauny i flory żyjących w symbiozie z innymi organizmami nieujarzmionej do końca natury.
Z całego zestawu zdjęć Andrzeja Szlęzaka tylko jedno można nazwać kreacyjnym i nawet bezpośrednio nawiązującym do prac Kajetana Walachniewicza. Fragment pola porosłego trawą, źdźbłami chwastów, z łukowatymi bruzdami, skibami, śladami dawnej uprawy i obróbki rolniczej. Odciski, drenaż, koryta wodne? Dokładnie nie wiem, ale symbolika mieszcząca się w konwencji przyjętej przez część uczestników pleneru. Abstrakcja, wiele niedopowiedzeń… Cztery pozostałe fotografie autorstwa Pana Szlęzaka są już typowymi i tradycyjnymi, w pełni barwnymi pejzażami-pocztówkami, reportażowo dokumentującymi wiejskie zabudowania po łemkowskie, hodowane tam jeszcze współcześnie zwierzęta. Panu Andrzejowi udało się zawrzeć w pejzażach nastrój wspomnieniowo-romantyczny.
Koordynatorem pleneru i kuratorem wystawy był Jarosław Dumański, który w takich słowach odniósł się do atmosfery plenerowego klimatu:
(…) Jest jeszcze kilka niezadeptanych regionów w Polsce. Regionów, które są prawdziwymi, krajobrazowymi perełkami. Z piękną przyrodą, lasami pełnymi zwierząt, z ciekawą, chociaż smutną historią. Z ciszą i spokojem bijącym z każdego miejsca. Tu nikomu się nie spieszy, tu wszystko płynie zgodnie z cyklem Natury. Beskid Niski. Dużo tu drewnianych cerkwi, małych wiosek, starych, łemkowskich cmentarzy, wysiedlonych łemkowskich wsi — pozostałość przesiedleń i akcji „Wisła”. Nie brakuje tu pamiątek po dwóch Wojnach Światowych, których fronty przetoczyły się przez te tereny. Właśnie w Beskid Niski wybraliśmy się na trzydniowy fotograficzny plener, aby chociaż rzucić okiem na ten mało znany kawałek Polski. Powstało dziesięć bardzo ciekawych zestawów fotograficznych, każdy inny, każdy inaczej pokazujący ten niesamowity teren. Zestawy zdjęć pokazują piękno przyrody, drewnianą architekturę sakralną czy wygląd i wyposażenie łemkowskich chałup. Nie jest łatwo w ciągu trzech dni zrobić dobry cykl zdjęć przekazujący własne wrażenia i odczucia związane z miejscem, w którym robimy zdjęcia. Autorom prac prezentowanych na tej wystawie ta sztuka się udała. Tym bardziej nie było to łatwe zadanie, gdyż cały czas przemieszczaliśmy się – od świętej Góry Jawor po Przełęcz Dukielską. Odwiedzając prawosławne cerkwie, łemkowskie wioski, cmentarze wojenne z czasów 1 Wojny Światowej znaleźliśmy się w innym świecie, trochę jak z baśni, trochę jak ze snu (…)
Aranżacja wystawy i tekst: Marek Czarnołęski
Zdjęcia: Izabela Bajor