Ekspozycja „Beata, która dzieła tworzyła, a nie stwarzała…” w Galerii Kultury PBP RODN „WOM” w Częstochowie

„CZY JESTEM MALARKĄ?… TWÓRCĄ, ARTYSTKĄ.
MOŻE TO ZA DUŻO POWIEDZIANE.
JESTEM MOŻE OSOBĄ MALUJĄCĄ”.
RODOWÓD ARTYSTYCZNY BEATY BEBEL-KARANKIEWICZ 1958–2021

Beata była niezwykle kreatywną, twórczą i kochającą życie artystką środowiska plastycznego oraz pedagogicznego Częstochowy. W pierwszą rocznicę odejścia malarki, w roku 2022, w Miejskiej Galerii Sztuki w Częstochowie miała miejsce retrospektywna indywidualna wystawa Jej twórczości. Natomiast obecnie, przywołując pamięć trzeciej rocznicy nieoczekiwanej śmierci Beaty, można zbliżyć się do osobowości artystki dzięki ekspozycji pt.: Beata, która dzieła tworzyła, a nie stwarzała…, zaaranżowanej w Galerii Kultury i Sztuki Publicznej Biblioteki Pedagogicznej Regionalnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli WOM w Częstochowie. Wystawa skupiona jest wokół archiwum życia osobistego, twórczego, pedagogicznego Beaty, które znajduje się przede wszystkim u najbliższej rodziny. To zdjęcia prywatne z pracowni, podróży, plenerów, wystaw. To rękopisy, dokumenty ze wszystkich etapów rozwoju naukowo-pedagogicznego, fotografie szkiców, rysunków i  obrazów. Uzupełnieniem tej typowo biograficznej prezentacji są wybrane oryginalne dzieła artystki, jak i kompozycje Jej męża Włodzimierza Karankiewicza oraz dzieci, Soni i Kacpra. Ten aneks do ekspozycji, pt.: Rodzinne oblicza, zorganizowałem w Galerii Przy Schodach. Prezentacja nawiązuje do poprzedniej wystawy, wszak dotyczy tej samej wrażliwości, zarówno kobiecej, jak i twórczej. Ale   spełnia jeszcze jedną, niezwykle ważną rolę. Sztuka Beaty Bebel-Karankiewicz głęboko zakorzeniona jest w tzw. Koloryzmie Polskim, czyli estetyce zapoczątkowanej w  rodzimej sztuce przez Kapistów i bliźniacze grupy twórcze: Jednoróg, Pryzmat, Zwornik (…)

Edukację plastyczną zaczynała właściwie w domu rodzinnym w Częstochowie, gdyż dziadek Beaty, Władysław oraz ojciec Zbigniew Bebelowie pasjonowali się sztuką. Atmosfera rodzinna sprzyjała obcowaniu z dziełami sztuki, w  miłości do nich. Lata 1973-1978, to czas nauki w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w  Częstochowie. Nauczycielami przedmiotów artystycznych byli wówczas między innymi: Tadeusz Kapałka, Czesław Dukat, Franciszek Kłak, Joanna Przygoda oraz Stanisław Łyszczarz. Ten ostatni jako jedyny w środowisku twórczym reprezentował szkołę koloryzmu dzięki studiom ukończonym w  Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych we Wrocławiu, między innymi u  członka Zwornika profesora Eugeniusza Gepperta (…) Po maturze, w latach 1980-1985, Beata Bebel studiowała malarstwo w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Największy i determinujący całą przyszłość artystyczną młodej adeptki sztuki malarskiej, był związek emocjonalny z profesorem Janem Szancenbachem. Ów wielki malarz, najcudowniejszy kolorysta był wychowankiem profesorów ASP w  Krakowie: Stanisława Kamockiego, Józefa Mehoffera, Wojciecha Weissa (…) Twórczość Beaty Bebel w miarę upływu lat zmieniała się. Inna była w okresie tuż po ukończeniu Akademii, kiedy malarka zbliżała się zdecydowanie do martwej natury. W latach późniejszych podjęła się tworzenia cyklu autoportretów (…) Trzecim ważnym wyzwaniem podejmowanym w malarstwie przez Beatę była głęboka i pilna obserwacja natury. Krajobraz, portret otaczającej nas dookoła przyrody to temat niezwykle popularny w dziejach historii sztuki świata, Europy, a szczególnie Polski (…) Artystka miała głębokie przekonanie o swej roli w procesie tradycji malarstwa. Sięganie do klasycznych wartości było dla Niej satysfakcją gwarantującą mocną bazę dla zaczynów pomysłów twórczych. Równolegle pragnęła doświadczać nowych wrażeń, przeżyć, poszukiwań, eksperymentów. W ostatnich latach twórczych Beata malowała obrazy w zasadzie abstrakcyjne, ale zawsze w odniesieniu do  bezpośredniej, rzetelnej obserwacji natury (…)  Do pleneru, możliwości znalezienia się w samym środku przyrody, stosunek miała nabożny, wręcz sakralny. Ale jednocześnie była przekonana, że  kompozycje nabierają smaku i dojrzałości w świątyni sztuki, czyli pracowni. Była dla niej celą-samotnią, oazą wyciszenia, azylem najczulszego odizolowania się od wszelkich brudów współczesnego życia, ale również od jakichkolwiek wpływów w sztuce. W niej mogła się skupiać i  doznawać koncentracji bez pośpiechu (…) Jakże pięknie z teorią Cybisa współbrzmią wyznania Beaty Bebel. Przekonywała o najważniejszym celu malarza, którym są jego dzieła. Powinny być indywidualnym językiem opowiadania o sobie i o swoich przeżyciach. Naturę traktowała Beata jako cud najbardziej niezwykły, jako zjawisko, z którym człowiek obcuje przez cały czas swego życia. Obok dawania najwspanialszych doznań wizualnych, estetycznych, potrafi ona również denerwować, drażnić, zniechęcać do siebie. Przyroda wymusza uczucia ku niej skierowane, a także zaprasza, aby bezkrytycznie wejść do jej wnętrza. Natura zakryta jest przed malarzem woalem niedopowiedzeń, wieloznaczności, a jednocześnie zachęca do jej poznawania, studiowania jej tajemnic za pomocą przemian płaszczyzn malarskich, dotykania ich: układania plam, plamek i kropek. Podkreślenie znaczącej roli barwności dzieła w kontekście innych problemów formalnych powinno być wyważone i  przemyślane. Jakość koloru zostaje wyeksponowana i wykreowana dzięki fakturze, technice zaistnienia plamy barwnej, gry światłocienia, linii, konturowi (…)

Rozważając o twórczym życiu Beaty Bebel-Karankiewicz, nie mogę pominąć Jej roli pedagoga, przede wszystkim wyższej uczelni, ale również częstochowskich szkół poziomu podstawowego i gimnazjalnego. Pracę akademicką podjęła w roku 1987, jeszcze w Wyższej Szkole Pedagogicznej, aby kontynuować ją w Akademii im. Jana Długosza. Aż wreszcie doczekała się prowadzenia zajęć dydaktycznych w Wydziale Sztuki Uniwersytetu Humanistyczno-Przyrodniczego. Beata niezwykle ceniła kontakt i obcowanie ze studentami. Podkreślała, że bardzo dużo od nich się uczyła, słuchała, co myślą i mówią między sobą o  sztuce (…) Beata Bebel wraz z mężem Włodzimierzem przy wsparciu kolegów, którzy także są absolwentami Krakowa, zbudowali śmiały program kierunku Malarstwo w Uniwersytecie Częstochowskim. Od początku starali się przenieść do uczelni najlepsze wzorce doświadczeń, które sami przejęli w czasie studiów krakowskich (…) Umiłowała motyw kwiatów, który szczególnie pobudzał Jej wyobraźnię i wyostrzał wrażliwość. Zbliża się w tych pracach do postawy postimpresjonistycznej, a w pozostałych do niefiguratywnych wizji realnych motywów kwietnych pól i łąk. W malarstwie Beaty są także miejsca dla kwiatów będących integralnymi elementami bardziej tradycyjnych martwych natur z dzbanami, wazonami, paterami, arbuzami i innymi szancenbachowskimi owocami – modelami (…)  Przecież Beata Bebel stworzyła przejmujący cykl monochromatycznych i mocno kontrastowych kolorystycznie martwych natur. Zastanawiając się nad rolą koloru i formy w malarstwie Beaty, trzeba zauważyć biżuteryjny, elegancki, królewski wyraz tych środków plastycznych. Myślenie kolorem i formą jest w pracach artystki całościowe. Dopełnieniem są: kontrasty walorowe, najczulej oddane przedmioty, asceza światła (…) Beata Bebel aktywnie uczestniczyła w pobytach malarskich, w różnych atrakcyjnych wizualnie miejscach geograficznych Polski i nie tylko: Hucisko, Qinhuangdao, Jibou, Zerind, Coltău, Baja Mare (…)Beata Bebel realizowała w swym życiu drugie, bardzo dla Niej ważne powołanie, pedagogikę. Istotnym elementem tej pracy była intensywna współpraca z zagranicznymi uczelniami artystycznymi w realizacji wspólnych projektów dydaktycznych. Miała niewymierną satysfakcję z możliwości przekazania studentom polskim innych doświadczeń realizowanych przez ich rówieśników w Europie i Azji. I oczywiście odwrotnie…Wyjeżdżała przez wiele lat z wykładami gościnnymi oraz zajęciami z malarstwa do: Instytutu Historii Sztuki i Sztuk Pięknych Uniwersytetu Koblenz-Landau w Niemczech, Lwowskiej Narodowej Akademii Sztuki; Wydziału Sztuki Uniwersytetu w Ostrawie; Katolickiego Uniwersytetu w  Rużomberku, w Słowacji; Uniwersytetu Sztuki i Projektowania w rumuńskim Cluj-Napoca. Te  szkoły znajdują się niedaleko Polski. Ale Beata przemieszczała się o wiele dalej, do Chin. Związała się z  takimi instytucjami, jak: Centralny Chiński Instytut Zarządzania Środowiskiem, Instytut Projektowania Artystycznego oraz Instytut Sztuki i Projektowania Uniwersytetu Yanshan w  Qinhuangdao. W rezultacie tej pracy artystka została zatrudniona w latach 2015 – 2017 w  Uniwersytecie Yanshan, w charakterze profesora zagranicznego (…)Twórczość, pedagogika, udział w plenerach i sympozjach artystycznych. Tak, to były atuty życia Beaty Bebel. Ale równie ważna dla artystki była aktywność wystawiennicza (…)

Podczas studiowania materiałów archiwalnych dotyczących wystawy moją uwagę sparaliżowała krótka wypowiedź Włodzimierza Karankiewicza. Słowa niepewne, tkwiące gdzieś w zawieszeniu, smutne wątki nie w pełni dopowiedziane…Prorocze? I tak się stało. Za kilka lat od rzuconych spontanicznie filozoficznych pytań, wątpliwości żyjących w  myślach niewiedzy…Beaty wśród nas już nie było:  Co dalej nas czeka na tej drodze? No, na pewno wielka niewiadoma. Plany mamy rozwinięte na kilka następnych lat dla wspólnych spotkań, takich artystycznych. Wspólnego tworzenia. Natomiast, dokąd one nas, przynajmniej mnie, doprowadzą, tego jeszcze nie wiem…Zobaczymy za kilka lat (…) Jeszcze 3 i 4 lipca Beata wraz ze swoją rodziną, w  towarzystwie przyjaciół: Danuty i Piotra Cichoniów oraz Barbary i Marka Pietruszewskich, w  ramach wakacyjnego wypoczynku, przebywała nad jeziorem Serwy w Puszczy Augustowskiej. Był  to ostatni taki wyjazd w życiu artystki. 11 lipca w Toruniu, w ogrodzie rodzinnego domu męża Włodzimierza, malowała akrylami na surowej długiej desce dekoracyjny motyw roślinny. Zachowały się fotografie z tej malarskiej sesji. Ale, najbardziej przejmujące, rozczulające, zastanawiające, refleksyjne i melancholijne, symboliczne jest zdjęcie z 3 lipca. Wykonał je mąż. Beata siedzi tyłem do obiektywu aparatu na mini molo zbitym z desek. Wykadrowana została do połowy pleców z gęstymi, rozpuszczonymi, rozświetlonymi, żółtawo złotymi włosami. Pewnie stopy miała zanurzone w wodzie jeziora. Machając nimi, powodowała odbijanie półokrągłych, namnażających i powtarzających się maleńkich fal. Doskonale widać dno w przeczystej, kryształowej wodzie, z piaskiem oraz wodną roślinnością. Może dusza Beaty czuła wtedy, że za moment odejdzie i połączy się z naturą Boga, tak jak te kręgi wodne, jeden za drugim wtapiały się w coraz dalszą toń i czeluść jeziora. Dalej, dalej, dalej i jeszcze dalej… We wtorek 20 lipca 2021 roku już nie żyła. Zmarła bez większych symptomów odejścia na zawsze (…) Wciąż myślę o Beacie…Czy po drugiej stronie życia także maluje obrazy? Jeżeli gdzieś jest, gdzieś duchowo, to tylko w Raju Sztuki, który jest Boga ponad galaktycznym ogrodem łąk bogatym w kwiaty, zioła i w niewyobrażalnie piękne trawy. Wśród nich rozstawia sztalugi, farby rozprowadza po paletach wspomnień, płótna maluje największe, jakie tylko może objąć swym zamachem, gestem tysięcy pędzli przypominających dorodne i odświętne rytualne pióropusze…Może znowu spotka Vincenta? A o swoich kolorach i barwach nadal marzy: Sąsiedztwo kolorów lokalnych i  ich oddziaływanie dla siebie, wzajemne przenikanie się barw w zawiesinie, wtapianie się jednej w  drugą…i odwrotnie…i przemiennie…

Tekst: Marek Czarnołęski
Zdjęcia: Izabela Bajor

                                                                                               

 

 

 

Skip to content